"Wtedy przyszedł do Niego trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: «Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Jezus zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony!" (Mk 1, 40-41)
Teoretycznie dzisiaj trąd nie jest już śmiertelną chorobą. Można go leczyć. Na świecie co roku notuje się prawie ćwierć miliona przypadków tego schorzenia. Niemniej prawdopodobieństwo zachorowania na trąd w naszej części świata jest znikome. Po co więc ta Ewangelia?
Jest coś istotniejszego w biblijnych relacjach o trądzie. Wiemy, że trędowaci, nie tylko w czasach Jezusa, najpierw ze względów prewencyjnych, a potem pewnie z pogardy i odtrącenia, byli wyłączani i skupiani gdzieś z dala od społeczności, kompletnie osamotnieni, praktycznie skazani na śmierć za życia. W średniowieczu w chorobie tej dopatrywano się szczególnej kary za grzechy. Największym cierpieniem w tej chorobie nie był chyba sam trąd, ale izolacja i wykluczenie.
Prawo Mojżeszowe nakazywało nadto, aby trędowaci krzyczeli: "Nieczysty! Nieczysty!" Chodziło przede wszystkim o odrażające krosty i rany deformujące ciało, także o rytualną nieczystość. Ciekawe, że Ewangelia św. Marka mówi wiele o wyrzucaniu duchów nieczystych przez Jezusa i Jego uczniów. Z pewnością nie są to duchy trędowatych. Duch nieczysty nie jest w relacji z Bogiem i człowiekiem. Wie, że Bóg istnieje, ale nie oddaje Mu czci i hołdu, czyli wyznaje tzw. wiarę demonów, o której wspomina św. Jakub apostoł w swoim liście. Duch nieczysty nie chce mieć z Bogiem nic wspólnego, a człowieka traktuje jak rzecz.
Natomiast duch czysty żyje w dobrych relacjach z Bogiem i z ludźmi. Bo czystość to bycie w prawidłowej, dającej życie i radość, wspólnocie z Bogiem i człowiekiem.
Dzisiejszym odpowiednikiem trądu może być dojmujące poczucie ludzkiego osamotnienia, które odróżniam jednak od samotności.
Ten drugi stan jest przecież dobroczynny, a nawet konieczny, chociażby podczas studiowania, modlitwy czy pisania tekstów. Niestety, w potocznym języku polskim na określenie tych dwóch różnych stanów uczuciowych używamy tego samego słowa.
Z wolna tworzymy sobie świat obudowany rzeczami, posiadaniem, rozmaitymi zależnościami; świat, który nas cieszy, ale również wewnętrznie wyobcowuje. Jak na ironię, mamy niemalże nieograniczone możliwości kontaktów: e-maile, komórki, komunikatory, Skype, tysiące znajomych na Facebooku, a także swobodę i łatwość podróżowania. Ale czy nasze relacje są trwałe i głębokie? Czy pozwalają rzeczywiście otwierać się przed drugimi, opowiadać im szczerze o smutkach i radościach, o osiągnięciach i porażkach, o cierpieniu i tęsknotach? Ile ludzi cieszy się prawdziwymi, oddanymi i lojalnymi przyjaciółmi? Wszystkie zdobycze techniczne miały stworzyć więcej przestrzeni do spotkania, więcej czasu wolnego, a okazuje się, że nieraz tak pochłaniają naszą uwagę, że już nie mamy czasu i sił dla siebie nawzajem. A przecież budowanie głębszych relacji nie dokonuje się przy okazji, w biegu, na doczepkę.
Wzrastająca ruchliwość społeczna, której skutkiem ubocznym są także powierzchowne i krótkotrwałe więzi, sprawia, że niby przebywamy pośród ludzi, stale ocieramy się o siebie, ale równocześnie ciągle pozostajemy od siebie oddaleni. I dochodzi do paradoksu: żyjemy ze sobą i zarazem obok siebie. Nic dziwnego, że coraz więcej osób cierpi z powodu osamotnienia, ogarnia ich pustka i bezsens.
Jednak najgłębszą przyczyną tej choroby jest fałszywe poczucie, że nikt się mną nie interesuje, że nikomu na mnie nie zależy, że nie przedstawiam sobą żadnej szczególnej wartości. To bardzo boli, oj boli. Wirus osamotnienia opanowuje ducha ludzkiego, jeśli człowiek za mało w swoim życiu usłyszał dobrych słów o sobie, jeśli nie doceniono jego wyjątkowości, jeśli w końcu nie usłyszał o Bogu, dla którego żaden człowiek nie jest obojętny i zbędny. Albo usłyszał błędny, wykoślawiony przekaz.
Od strony duchowej osamotnienie to taki dotyk śmierci. Bo śmierć w ostatecznym rozrachunku nie polega na ustaniu pracy serca, lecz na utracie wiary w to, że jestem kochany, a także zdolny do tego, by pokochać innych.
Adres
Kontakt
Konto Parafii
Bank Spóldzielczy
75 9171 0004 0013
9609 2000 0010
Obserwuj nas