Przychodzę w końcu do domu. Za oknami wieczór spowija się ciemny krajobraz. Gdy otwieram drzwi chciałbym już zasnąć. Jestem zmęczony nie tyle tym co robiłem ale tym co przeżyłem. W mojej głowie mętlik usłyszanych opinii, zdań. Piętrzą się wiadomości o coronawirusie, za oceanem wybory się skończyły, a więc dywagacje jak to wpłynie na Polskę. Wciąż jeszcze wałkuje się strajki kobiet…. Głowa mnie boli i chciałbym chociaż na chwilę uciec od tego wszystkiego. Robię sobie herbatę i siadam. Mimo to, że w domu cisza wciąż po mojej głowie szaleją myśli dnia dzisiejszego. Wciąż w moich uszach słyszę słowa ludzi z pracy, którzy pełni zachwytu, że w końcu kobiety walczą o swoje, że też by poszły na ten strajk. Pytały się mnie czy i ja będę z kobietami i wesprę swoją obecnością strajki…. Ciekawe jest to, że są ludźmi wierzącymi… przynajmniej za takich się uważają…. Zaczynam się zastanawiać czy jestem normalny? Czy coś ze mną jest nie tak? Przecież wierzymy w tego samego Boga a tyle jest rozbieżności zdań i poglądów. Kto tu ma rację? Popijając herbatę moim oczom na półce uwidacznia się Pismo Święte…. Wstaję i dobrym zwyczajem otwieram niedzielną Ewangelię…( Mt, 25, 1-13) zawsze w piątek tak robię….. i czytam o pannach roztropnych i nierozsądnych…. Biedaczki usnęły w oczekiwaniu na Oblubieńca…. Pięć z nich było na tyle roztropnych, że wzięło oliwę do zapasowych naczyń. Pozostałe nie pomyślały o tym. …. Biedaczki… one nie wejdą na ucztę weselną… spóźnią się biegając po sklepach za oliwą…..Królestwo Boże będzie podobne do panien roztropnych i nierozsądnych. Czyż Kościół nie jest taki? Tak rozglądam się oczami faktów i opinii niektórych katolików i mam pokusę powiedzieć głośno…. Są w Kościele głuptasy i mądrzy ludzie. Kościół w tej przypowieści to oczekujące panny.. na kogo? Na Oblubieńca … czyli Chrystusa… nierozsądnym zabrakło oliwy czyli miłości do Chrystusa i biedaczki nie załapały się na ucztę weselną… nie załapały się na niebo…. No cóż….. głupota czy nieroztropność też ma swoją cenę…. Chyba za mało czuwamy, aby nasza miłość do Chrystusa nie oziębła… za mało żyjemy oczekiwaniem na Jego przyjście. Tak jakbyśmy w ogóle w to nie wierzyli….. To jak ma przyjść Chrystus?... a przyjdzie bo obiecał…Chodzimy do kościoła… ale czy z miłości i z miłością w tym kościele przebywamy? Modlimy się rano i wieczorem ( oby) ….. ale czy z miłością spędzamy czas na modlitwie?Spowiadamy się ( to już cięższy temat) ale czy z miłością żałujemy za grzechy? Czy w miłości wracamy do Boga?A może w miejsce miłości już dawno pojawiło się przyzwyczajenie?.....Pamiętam z dzieciństwa szczególną noc kiedy oczekiwaliśmy na przyjazd Taty po sześciomiesięcznym pobycie w Niemczech gdzie pracował. Napisał list, że tym razem przywiezie nam to o czym tak bardzo marzyliśmy z bratem…. Kolejkę elektryczną… nie zmrużyliśmy oka aż do przyjazdu. …. Mama się denerwowała a my po prostu nie mogliśmy się doczekać kiedy zobaczymy Tatę z obiecaną kolejką elektryczną. .. Nawet spać się nie chciało.. To napięcie oczekiwania nawet nie pozwoliło nam obejrzeć bajki w telewizji. Nie obchodziło nas to już… i ta radość z przyjazdu Taty i niespodzianki. Przecież to takie proste…. Kto kocha ten tęskni i czeka….